niedziela, 3 listopada 2013

1.

 


W ośrodku treningowym reprezentacji Niemiec w Monachium:

-Mats, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. – usiadłem koło mojego przyjaciela z drużyny. – Widziałem, że ten telefon cię bardzo zmartwił. – poklepałem go po ramieniu i czekałem na odpowiedź z jego strony. Siedział spięty, ukrywając twarz w rękach. Kiedy wszyscy wyszli z sali i zrobiło się cicho, spojrzał na mnie zrezygnowany z załzawionymi oczami. Przestraszyłem się. – Jeśli chcesz mi to powiedzieć to powiedz. A jak nie to nie. Wybór należy do ciebie. Ale wiesz, że ja cię zawsze wysłucham i trzymam to wszystko w tajemnicy. Jest coś nie tak, bo jeszcze nigdy tak zmartwionego cię nie widziałem. – uśmiechnął się do mnie przez łzy.
-Ines. – szepnął, podchodząc do okna.
-Co się dzieje? – zapytałem zaniepokojony. Wiedziałem, że jest chora na białaczkę. Od czasu kiedy Mats dowiedział się o chorobie swojej siostry bardzo się zmienił. Z otwartego i zabawnego człowieka zamienił się w totalne przeciwieństwo. Zamknięty, skryty w sobie, bez ciągłego uśmiechu na twarzy, gdyby mógł najchętniej z nikim by nie rozmawiał i siedział w swoim domu lub w szpitalu przy siostrze. Najważniejsza była dla niego jego siostra. Jego kochana, malutka siostrzyczka jak to miał w zwyczaju o niej mówić. Pewnego razu, kiedy odwiedziłem Matsa w jego domu poznałem Ines, która akurat spędzała weekend u swojego brata. Od początku wyczułem, że jest pomiędzy nimi specyficzna więź. Mats śmiał się z nią, o co on ją poprosił to zrobiła to bez żadnych głupich komentarzy, uwielbiała zajmować się nim oraz domem. Spędzali ze sobą tyle czasu ile było im tylko dane. Chodzili razem na zakupy, do kina czy po prostu siedzieli w domu przed telewizorem. Było widać, że bardzo ją kocha. A ona jego. Szczerze zazdrościłem im, że tak dobrze się dogadują, bo z moim rodzeństwem bywało bardzo różnie. Nie umieliśmy się dogadać w pewnych sprawach, co wywoływało czasem ogromne kłótnie, dogryzaliśmy sobie nawzajem, dość często biliśmy się. Szczerze powiedziawszy, rodzice mieli z nami przechlapane. Mats opowiadał, że też kłóci się ze swoją siostrą, bo nikt nie jest idealny, ale długo bez rozmowy i swojego towarzystwa nie mogą wytrzymać. Ines miała charakterek i nie raz pokazała go chłopakom z drużyny. Lecz wpewnym momencie wszyscy zauważyli , że z Matsem dzieje się coś nie dobrego. Unikał wszelkich spotkań co było do niego nie podobne, bo był duszą towarzystwa. Zamknął się w sobie. Jedynie mi o wszystkim opowiedział. Obarczał się winą, że to z jego powodu jego siostra jest w tak złym stanie. Wiedział, że się żle czuje, bardzo szybko się męczy, zbyt często mdlała, zbyt często krew leciała jej z nosa. Kilkakrotnie chciał ją zabrać do lekarza, ale ona zbywała go tym, że wszyscy tak mają. Czekają ją ważne zaliczenia , siedzi po nocach, aby się dobrze przygotować i później to zmęczenie zaczyna się pojawiać, bo ile organizm może wytrzymać. Zgodził się z nią. Jednak do dzisiaj nie mógł sobie wybaczyć, że nie zabrał jej siłą do szpitala, kiedy zemdlała po raz trzeci w ciągu dwóch dni. Tydzieńpóźniej na treningu otrzymał pilny telefon. Jego dziewczyna zadzwoniła do niego mówiąc mu, że Ines leży w szpitalu i lekarze robią jej dokładniejsze badania. Jednak podejrzewają, że jest chora na białaczkę. Reus opowiadał, że momentalnie uśmiech znikł z jego twarzy, zrobił się blady, ręce zaczęły mu się niesamowicie trząść. Biegnąc w kierunku budynku wywrócił się dwa razy na prostej drodze. Wszyscy byli totalnie zdezorientowani i nie wiedzieli co się dzieje. Po dziesięciu minutach wrócił i poprosił czy ktoś mógłby go zawieść do szpitala. Przez całą drogę nie odezwał się słowem, jedynie patrzył na jej zdjęcie, które miał w telefonie. Reus nic więcej nie wiedział.Reszta mogła jedynie podejrzewać co się mogło stać. Blondyn zdał sobie sprawę jak w ciągu kilku minut człowiek może się zmienić.Z roześmianego chłopaka, rozbawiającego całą resztę drużyny w człowieka, z którego jakby uszło życie. Mówiłem mu, że to nie jego wina. Nie słuchał mnie.
- Zamiast być coraz lepiej jest coraz gorzej. – mruknął, przeczesując dłonią włosy.
- Ale mówiłeś ostatnio, że jej stan się poprawił.
- Owszem. Na chwilę. Teraz jej stan się pogarsza. I nic cholera nie mogę zrobić ! Ojciec ma problemy we firmie i będzie musiał wyjechać do Stanów na pewien czas, a ja mam obowiązki w klubie więc nie mogę do niej pojechać. Mama zostanie sama z tym wszystkim ! Jak się wali to się wali po całości! – uderzył pięścią w ściane. – Mamy pieniądze, które nic nie dają! Świetni lekarze sprowadzani z innych klinik, drogie leki, a choroba robi swoje! Coraz bardziej się boje , że ją stracę. Ona jest dla mnie najważniejsza. – szepnął, ocierając samotną łze płynącą po jego policzku. – Zrobiłbym dla niej wszystko! Oddałbym nawet życie, żeby tak nie cierpiała. Żeby wszystko szło ku dobremu, a nie tak jak teraz.- powiedział zduszonym głosem. – Cholernie się boje.
-Co mówią lekarze? – zapytałem. Z jednej strony nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Bardzo mu współczułem. Nigdy nie chciałbym się znaleźć w jego sytuacji.
- Dostała teraz chemię i czekają jak organizm na nią zareaguje. – westchnął , przecierając dłonią czoło. – A jeśli będzie gorzej… - zamknął oczy. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego ramieniu. – Tak bardzo chciałbym teraz móc do niej pojechać, przytulić ją, porozmawiać. Ale będę musiał jeszcze chwile poczekać. W końcu zobaczę moja siostrzyczkę. – uśmiechnął się. – Ojciec mówił, że poprosiła go o sprowadzenie jej ulubionego boysbandu. Pieniądze nie grają roli, tylko nie wiem czy to będzie w ogóle możliwe. Z tego co pamiętam to zespół rozpadł się cztery lata temu. Pamiętam jak jej ulubieniec odszedł z zespołu i przepłakała całą noc. – uśmiechnął się pod nosem. – Wtedy wystarczyło, że poszedłem do niej , przytuliłem ją i było wszystko w porządku. Przyniosłem nasze ulubione słodycze i włączyłem komedię. Wtedy tak niewiele wystarczyło. Mogłem zrobić to sam. – zauważyłem, że na jej wspomnienie się rozchmurzył i wrócił uśmiech na jego twarz.
- Powiedz jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy.
- Między innymi dlatego też ci o tym powiedziałem. – spojrzał się na mnie. – Nie wiem czy interesowałeś się z kim kiedyś twoja Lena chodziła…
- Tak, pamiętam, że chodziła z jakimś kolesiem z boysbandu.
- Jay Khan z US5.
- Tak. Coś mi to mówi. – wiedziałem doskonale o kogo chodzi. Lena wiele mi o nim opowiadała. Opowiadała o cyrku, w którym żyła. Gdy się rozstali doszły ją słuchy, że Jay prawdopodobnie jest gejem.
- No to właśnie o ten zespół chodzi. Nie wiem w ogóle jak się z nim skontaktować i czy oni się też na to zgodzą. Równie dobrze mogą nie mieć ze sobą żadnego kontaktu.
- Mats konferencja za chwilę. – nasza rzeczniczka prasowa weszła do sali w której byliśmy. Hummels przewrócił oczami i powiedział, że później wrócimy do tego tematu. Zostałem sam w tym pomieszczeniu bijąc się z myślami. Gdybym miał tak chorą siostrę zrobiłbym dla niej wszystko. Nie wiem tylko czy Lena będzie chciała wrócić do swojej niezbyt ciekawej przeszłości…

Jay:
-Tak słucham. – usłyszałem rozbawiony głos blondyna po drugiej stronie słuchawki.
- Witaj Richie. – powiedziałem z gula w gardle. – Jay z tej strony. – przez chwile, nie słyszałem nawet oddechu blondyna w słuchawce, spojrzałem na telefon, aby upewnić się czy nie rozłączył się. – Halo?
-Tak. Jestem. Witaj Jay. – powiedział dość cicho. – Czy coś się stało, że do mnie dzwonisz? – odchrząknął. – Pytam się, bo nie dzwoniłeś do mnie zbyt często. Ostatnio to może półtora roku temu.
- Richie… stało jak się stało i nic na to już nie poradzimy. A ty też mógłbyś do mnie zadzwonić, skoro tak bardzo chciałeś ze mną rozmawiać.
- Taa… - mruknął. – To dowiem się co się dzieje, że aż do mnie zadzwoniłeś po takim czasie? – w ostatnim momencie ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć niczego złośliwego.Nie taki mam cel w tym momencie.
- Chodzi o chorą dziewczynę. Jest chora na białaczkę no i cóż… jej stan jest dość poważny. Dzwoniła do mnie Lena i pytała się czy byłaby taka możliwość abyśmy wystąpili tylko i wyłącznie dla niej. Ta dziewczyna prosi o to, a rodzina chce to bezwzględnie spełnić, bo nie wiedzą co może dalej się z nią dziać. Mówiła, że jest to jej marzenie. Nas kosztowałoby to niewiele, a dla niej by znaczyło dla niej bardzo dużo. Jej brat jest dość znanym piłkarzem w Niemczech i zaproponował nam, że wszystko opłaci. Bardzo mu na tym zależy.
- Jay. – westchnął. – Domyślasz się, że jestem na tak. Jeśli mogę komuś pomóc to dlaczego nie. Powiedz mi kiedy ewentualnie miałoby się to odbyć. Rozumiesz, że mam obowiązki na uczelni…
- Tak, tak, jasne. Jeśli dodzwonię się do wszystkich i wszyscy się zgodzą to w ciągu dwóch tygodni powinniśmy spotkać się w Berlinie.
-Dobrze, zgadzam się. Będzie trochę ciężko, ale czego nie robi się dla innych osób w potrzebie.
- Zawsze można na ciebie liczyć Richie. Dzięki. – powiedziałem, czując jak kamień spada mi z serca. Miałem nadzieje, że się zgodzi. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich. Mógłby mieć milion argumentów, żeby się na to nie zgodzić. Zrozumiałbym, samemu będzie mi ciężko do tego wszystkiego wrócić.
- Ależ nie ma za co. A ty co myślisz o tym wszystkim ? – zapytał niepewnie. – Wiesz…
- Byłem bardzo zdziwiony jak zadzwoniła do mnie Lena. Początkowo byłem bardzo niechętny, bo nie chce wracać znowu do przeszłości, do niektórych spraw o których prawie zapomniałem. Ale będę się żle czuł do końca życia jeśli nie pomożemy w jakiś sposób tej dziewczynie.
- Dokładnie…Ale z drugiej strony fajne jest to , że jeszcze ktoś o nas pamięta. – usłyszałem jak się uśmiecha.
- Ale też jest dużo ludzi, którzy mają nam za złe wiele rzeczy.– westchnąłem.
- Wiesz, że to menagerowie…
- Tak , doskonale to wiem. Byliśmy jak marionetki. Zrób to, tamto. Powiedz to, powiedz tamto. Oni mają najwięcej winy w tym wszystkim. A my się zachowywaliśmy jakby ktoś nam rozum odebrał. A ja na dodatek popierałem ich jak ostatni idiota
- Ale byliśmy zobowiązani kontraktami, a żaden z nas nie chciał płacić milionowych kar. A zresztą ludzie by jednemu nie uwierzyli. Sami wiemy co się stało po odejściu Chrisa.
- Dokładnie. – westchnął. – Będziesz dzwonił do niego? – zapytał niepewnie.
- Muszę. Ponieważ to jego najbardziej lubiła. Najlepsze jest to, że kompletnie nie wiem jak mam się z nim skontaktować. Nie wiem czy nadal jest w Berlinie, czy gdzieś wyjechał. Będę musiał uruchomić swoje kontakty. Chyba, ze ty masz do niego numer?
- Zadzwonił do mnie kilka razy. Ale ktoś mi ukradł komórkę i nie mam już jego numeru, a on od tego czasu więcej nie zadzwonił.
- Jeszcze jedno pytanie. Czy mógłbyś zadzwonić do Izziego?
- Jasne! Dlaczego nie? Z nim jestem w stałym kontakcie. Myślę, że się zgodzi. Bardzo mu brakuje zespołu.
- Tak w ogóle co tam u ciebie Richie? – zmieniłem temat. To nie czas na rozmowy o zespole.
- Wiesz, jak to u mnie. – roześmiał się. – Wszystko w porządku. Studia, praca, rodzina. Zajmuje się tym, co większość ludzi w moim wieku. Kombinowałem coś z muzyką, ale nie wyszło mi to, więc dałem sobie z tym wszystkim kompletnie spokój. Może później, po studiach.
- Richie! Chodź zajmij się Melanie! – usłyszałem w telefonie.
-Słyszę, że musisz kończyć. – powiedziałem.
- Tak. Szkoda, bo chciałem z tobą porozmawiać. – mruknął.
- Będziemy mieli dużo czasu na rozmowy, kiedy przyjedziesz do Berlina. Będę do ciebie dzwonił i informował o wszystkim na bieżąco.
- Mam taką nadzieje, że porozmawiamy co się działo przez tak długi czas z nami. Dzięki stary.
-Nie ma za co. Cieszę się, że zgodziłeś się i będziemy mogli pomóc tej dziewczynie. – znowu nastała pomiędzy nami cisza.
- Pomimo wszystkiego było fajnie znowu cię usłyszeć, Jay.
-Ciebie również Richie. Do usłyszenia. – rozłączyłem się. Spojrzałem na siebie w lustrze. Czas się zabrać do roboty. Czas odszukać Watrina.

Sceptycznie podchodziłem do tego wszystkiego. Miałem swoje życie, solową karierę, nie miałem ochoty wracać do przeszłości i tego, co wiązało się z US5. Chociaż, z drugiej strony znów byłoby o nas (czyt. o mnie) głośno, fanki piszczały by na nasz widok... no i spełnilibyśmy marzenie ten siostry od Hummelsa. Tylko najpierw muszę znaleźć Watrina. On zawsze był inny. Nie chciał korzystać z uroków sławy, nie cieszył się z podróży. Jedyne, co sprawiało mu przyjemność to muzyka i fani, a nie pieniądze i panienki na jedną noc. Wcale się nie zdziwiłem, kiedy pięć lat temu oznajmił, że się wypalił i nie da już rady. Chciał zamieszkać w Berlinie, zacząć studia i po prostu się nie wychylać. Po jego odejściu zespół zaczął się rozpadać. Pomijając matkę Vince'a, która chciał nami rządzić fani zaczęli się niepokoić. US5 z Caycem, a później jeszcze z Jasonem to już nie było to samo... i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
- Watrin, do cholery! To przez ciebie! - syknąłem sam do siebie nie mogąc poradzić sobie z przeszłością. Przemierzałem ulice Berlina w poszukiwaniu Chrisa. Wiedziałem, że studiuje, ale nie wiedziałem co i gdzie .Musiałem odwiedzić każdą z uczelni w Berlinie, których było całkiem sporo. Jak na złość żadna z nich nie chciała udzielić mi informacji, czy przypadkiem akurat u nich Chris nie studiuje.
Kiedy zbliżałem się do placu głównego jednego z Uniwersytetów usłyszałem go. Znajomy głos, który rozpoznałbym wszędzie, obcowaliśmy w końcu ze sobą ponad trzy lata. Wychodząc z wąskiej uliczki zobaczyłem Watrina. Śpiewał pod pomnikiem plącząc się w kablach, a za nim jakiś mężczyzna grał na gitarze. Otoczeni byli wianuszkiem uśmiechniętych słuchaczy. Pozostali studenci obojętnie przechodzili obok głośno się śmiejąc, rozmawiając czy ucząc się. Jakby nie mieli pojęcia, że obok stoi Chris Watrin! Ten Chris z US5, ulubieniec dziewczyn, aniołek z blond czupryną i uroczymi dołeczkami. Mnie by takie coś irytowało, no ale... Podszedłem bliżej patrząc na niego i uśmiechając się półgębkiem. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, ze ja to ja zająknął się i prawie wypierdzielił się przez kable, ale starał się zachować powagę.
- Dziękuję. - westchnął po skończeniu piosenki. Ludzie klaskali przez kilka sekund, po czym się rozeszli.
- Cześć, Chris. - odezwałem się podchodząc bliżej. Watrin zacisnął szczękę, było widać, że się denerwuje.
- Christoph. - wymamrotał po chwili.
- Niech ci będzie, Christoph. – przewróciłem oczami. Jak zwykle musiał postawić na swoim. Jakby mu robiło to jakąś różnice czy będę na niego mówił Chris czy Christoph.
- Co tutaj robisz? - zapytał chowając mikrofon.
- Mam do ciebie sprawę. - zacząłem opierając się o pomnik. - Jest taka dziewczyna, Ines...
- Nie gadaj, że będziesz tatusiem. - parsknął.
- Nie. - spoważniałem. - Kojarzysz Matsa Hummelsa? Tego piłkarza? To jego siostra, jest chora na białaczkę i nie wiadomo czy przeżyje. Wiesz jakie jest jej ostatnie życzenie? Chce po raz ostatni zobaczyć US5 razem.
- Skąd przyszło ci do głowy, że się zgodzę? - prychnął.
- Chris, robimy to dla umierającej dziewczyny! - złapałem go za ramię, by na mnie spojrzał.
- Nie zrobię tego! Jak myślisz, dlaczego odszedłem?! Miałem dość tej nagonki na nas, a teraz mam święty spokój i życie, o którym zawsze marzyłem. Kończę studia fotograficzne, mam zaufanych przyjaciół, których nie obchodzi to, że kiedyś byłem sławny. Ufam ich i nie zamierzam porzucić tego wszystkiego dla jakiejś dziewczyny!
- Chris, do cholery! - wrzasnąłem na tyle głośno, by zwrócić uwagę przechodniów. - To nie jakaś tam dziewczyna! Ona cierpi! Kto wie, może umiera w tej chwili, może umrze jutro, może za tydzień! Spełnijmy jej ostatnie życzenie! - zakończyłem. Watrin wywracał oczami chyba w poszukiwaniu jakiejś odpowiedzi na niebie. Szarpnąłem go,a on spojrzał się na mnie spod przymrużonych powiek.

sobota, 14 września 2013

Prolog.


Berlin 2007

Moje pierwsze marzenie już się spełniło. Pojechałam na koncert mojego ulubionego zespołu. Bawiłam się świetnie w tłumie ludzi, kiedy śpiewaliśmy wszyscy razem z nimi, wykrzykiwaliśmy ich imiona, tańczyliśmy w rytm ich muzyki w miarę możliwości, ponieważ wokół nas nie było zbyt wiele miejsca. Moje drugie marzenie miało się spełnić właśnie za chwile. Czekałam pod garderobą zespołu wraz z moją przyjaciółką Nadią, która towarzyszyła mi podczas koncertu na możliwość wejścia i poznania zespołu. Ręce mi się trzęsły, czułam, że mogę zemdleć w każdej chwili. Byłam tak podekscytowana! Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która jak zaklęta patrzyła na drzwi. Gdy spojrzałam w tą samą stronę, klamka się poruszyła i stanął przed nami Jay.
- US5 wita w swoich skromnych progach! – powiedział, otwierając szeroko ramiona i głośno się śmiejąc.
Szóstka dziewczyn, która stała koło nas zaczęła momentalnie piszczeć i pobiegła w jego stronę, przepychając się żeby dostać się jak najbliżej całej piątki.
- Wejdźcie dziewczyny, a nie stójcie w samym wejściu. Jay czy ciebie nie uczyli, że tak nie wolno gości traktować? – zapytał, uśmiechnięty Izzy. Brunet odsunął się na bok i pozwolił wejść tym dziewczyną do środka. My nadal stałyśmy w tym samym miejscu, oszołomione całą sytuacją. Wreszcie ich poznamy!
- A wy, moje drogie panie nie wchodzicie w nasze skromne progi? – zapytał Jay, puszczając do nas oczko. Zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do ich garderoby. Pomieszczenie przeznaczone dla nich było pomalowane na biały kolor, po naszej lewej stronie stały stanowiska z lustrami, w prawym rogu były wieszaki z ich ubraniami, zaraz koło nich stał jeden wielki stół na którym panował jeszcze większy bałagan, a naprzeciw nas stały dwie kanapy na której siedzieli zmęczeni, ale uśmiechnięci chłopcy. Fanki, które były razem z nami zaczęły gadać jak przekupki o tym jak ich bardzo kochają, gdzie one na koncertach nie były i co nie kupiły. Stałyśmy za nimi, bo przylgnęły tak do chłopaków jakby same były na świecie. Czekałyśmy po prostu na swoją kolej. Ale trwało to pięć, dziesięć minut, aż w końcu znudzone usiadłyśmy sobie na fotelach, które stały przy drzwiach. Przecież nie będziemy się wpychać pomiędzy nie, bo jakby to wyglądało. A nie chcemy, aby chłopcy źle na nas patrzyli, albo źle wspominali. O niekulturalnym zachowaniu zawsze się pamięta. Dopiero by później mieli do opowiadania jak to przyszły do nich takie dwie i tak się, a nie inaczej zachowały. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przeglądałam książeczkę dołączoną do płyty, którą specjalnie wzięłam, aby mogli się na niej podpisać, kiedy w pewnym momencie Nadia zaczęła mnie szturchać. Spojrzałam na nią , a ona z pełnym uśmiechem na twarzy w moją stronę. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam seksownie przylegającą do brzucha białą koszulkę na której delikatnie zarysowywały się mięśnie brzucha. Przesunęłam wzorkiem w górę i ujrzałam stojącego nade mną Chrisa Watrina.
- Co tak cicho siedzicie? – zapytał się, uśmiechając się. Gdy to robił pokazywały się jego cudowne dołeczki w policzkach, które tak bardzo u niego kochałam.
- My…e…no…nie.- odchrząknęłam i miałam ochotę w tym momencie uderzyć w czoło. Miałam możliwość porozmawiać z moim idolem, z którym stałam twarzą w twarz, a odwalałam takie głupoty. Słyszałam jak Nadia zaczęła się śmiać. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
- Wybacz. Ona czasami ma takie… zawiechy. - uśmiechnęła się w jego stronę, a jemu nadal nie schodził uśmiech z twarzy.- Czasami też tak mam, kiedy się zdenerwuje, ale na prawdę nie przejmuj się, bo każdemu może to się zdarzyć. – spojrzał na mnie tymi swoimi cudownymi zielono-szarymi tęczówkami. Ines opanuj się! - Weźcie krzesła i dosiądźcie się do nas, w końcu macie takie samo prawo jak one siedzieć razem z nami i rozmawiać. - wrócił na poprzednie miejsce, a my wzięłyśmy krzesła i zrobiłyśmy to co powiedział. Patrzyłam się na całą piątkę jak zahipnotyzowana, a tamte fanki dały nam w końcu dojść do głosu. Kiedy uspokoiłam się i zaczęło się nam na prawdę fajnie rozmawiać do garderoby wszedł ochroniarz i powiedział, że mamy się powoli zbierać, bo czas na nich. Matko jaka ja byłam wściekła! Było tak świetnie! Wreszcie się z nimi spotkałam, ale żałuje, że to tak krótko trwało. Pozbierałyśmy autografy, tamte dziewczyny zrobiły sobie po kolei z każdym zdjęcie i żegnając się długo z zespołem w końcu wyszły.
- Co tak długo?! Nie mamy przecież czasu! Mieliście być już dawno w aucie! Kiedy my dojedziemy do tego Monachium?!-warknął ich menadżer, nie zwracając totalnie uwagi na to, że my stałyśmy. – Ostatnie zdjęcie, buzi i do busa! – ryknął i trzasnął drzwiami od garderoby. Chłopcy spojrzeli po sobie i było widać, że jest im głupio.
- Dobra, robimy zdjęcie grupowe i spadamy, bo nie chcemy, żebyście miały przez nas jeszcze większe kłopoty. - powiedziała Nadia, podając ich ochroniarzowi aparat.
- My… - powiedział Richie, drapiąc się po swojej blond czuprynie. - My was przepraszamy, ale serio się zasiedzieliśmy i zagadaliśmy. Nawet nie wiedzieliśmy, że aż tyle czasu minęło. Było nam na prawdę miło. - uśmiechnął się w naszą stronę.
- Uroki sławy. – mruknęłam, stając koło Chrisa. Spojrzał na mnie i przytulił jeszcze mocniej do swojego boku, co dosłownie zaparło mi dech. Poczułam delikatnie, przyjemne mrowienie w miejscu, gdzie położył dłoń.

 

Dortmund 2008

Po przeprowadzce Nadii cholernie za nią tęskniłam i nie mogłam  znaleźć sobie miejsca. Dni szybko mijały, weekendy przesiedziane w domu  albo na treningu brata stawały się monotonne. W końcu przyjaciółka do  mnie zadzwoniła i oznajmiła, że jej rodzice zgodzili się na to, abyśmy  razem spędziły kilka dni. Swoich rodziców długo nie musiałam  przekonywać, zgodzili się od razu, bo widzieli jak bardzo za nią  tęsknie.

Nadia czekała na mnie na lotnisku, a kiedy  wyszłam z bagażami rzuciła mi się na szyję piszcząc.
- Jak dobrze, że cię znowu widzę! Tak się za tobą stęskniłam kochana! – pocałowała mnie w oba policzki, jeszcze mocniej się do mnie przytulając. – Chciałam ci pokazać to w domu, ale jestem tak szczęśliwa, że chyba nie wytrzymam do tego czasu. – powiedziała, ruszając brwiami. Wyciągnęła ze swojej torebki jakieś dwie kolorowe kartki i zaczęła machać mi nimi przed nosem.
- A mogłabyś tak nie machać, bo chciałabym zobaczyć co to jest? Użyj mózgu czasami blondynko! – powiedziałam, śmiejąc się, a ona pokazała mi język. Zabrałam te kartki i zaczęłam czytać. – REWE Family. No i co dalej? – zapytałam, patrząc na nią, a ona jedynie przewróciła oczami udając zniecierpliwioną. - Mów wyraźniej, bo nie ogarniam. Kiedyś coś o tym słyszałam, owszem. Ale…- wzruszyłam ramionami.
- Jak jest REWE Family to oznacza koncerty. A jak koncerty są to oznacza, że…
- Nie mów, że chłopaki przyjeżdżają! – pisnęłam, ciesząc się dosłownie jak głupi do sera.
- No dokładnie! – zaśmiała się i obie zaczęłyśmy skakać ze szczęścia. Ludzie przechodzący koło nas patrzyli się na nas z uśmiechem. Jestem taka szczęśliwa! Co ja bym bez niej zrobiła. – Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie!

 Gdy przyjechałyśmy do jej domu, ja jedynie się przebrałam i poszłyśmy na małe zwiedzanie Dortmundu. Po drodze weszłyśmy do kilku sklepów i zmęczone wieczorem wróciłyśmy do domu. Rzuciłam na łóżko torby i włączyłam telewizor z zamiarem sprawdzenia co mają stacje mi dzisiaj ciekawego do zaoferowania. Akurat trafiłam na końcówkę odcinka mojego ulubionego serialu.
-Mogę? – za drzwi wychyliła się głowa mojej przyjaciółki. Kiwnęłam twierdząco głową, zwalając z łóżka torby z zakupami.- Mam dla ciebie coś jeszcze. – podała mi wejściówki na backstage. Pisnęłam ucieszona.
- Jutro będziemy znów szaleć. – powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Sprawiłaś mi największą niespodziankę. Dziękuje ci. – przytuliłam się do niej z całej siły.
- Ależ nie ma za co. W końcu jesteśmy przyjaciółkami. Najlepszymi. Na zawsze. Nic i nikt nie zniszczy naszej przyjaźni. - powiedziała, siadając naprzeciw mnie. - Jesteś dla mnie jak siostra, której nie mam. Nigdy z nikim mi się tak dobrze rozmawiało, mamy wspólne pasje, lubimy te same zespoły, piosenki i wiele innych rzeczy nas łączy. Nasza przyjaźń będzie trwała całe życie. Będziemy przeżywać razem najważniejsze momenty w naszym życiu. Pierwsze miłości szczęśliwe lub nieszczęśliwe, śluby, dzieci, studia i tak dalej. I odległość, która nas dzieli nic nie zmieni.  Nigdy nie będę mieć lepszej koleżanki i przyjaciółki od ciebie. Nawet gdy się pokłócimy to nie przetrwamy dłużej niż tydzień bez
gadania.- zaśmiała się. – I obiecuje ci, że nigdy się od ciebie nie odwrócę, nie powiem na ciebie złego słowa, nie będę nic robiła przeciwko tobie. Jesteś dla mnie najważniejsza, wiesz?

 - Jak zaraz któregoś nie przytulę to nie wytrzymam. - jęknęła Nadia, kiedy stałyśmy w kolejce do zdjęć.
 - To popuść. - pokazałam jej język.
 - Ha. Ha. Ha. Zabawne przyjaciółko.- spojrzała się na mnie spod przymrużonych oczu.
W końcu przyszła nasza kolej. Poprawiłam koszulkę i weszłam na stopień za przyjaciółką, która od razu wcisnęła się pomiędzy  Richie'go i Jay'a.
- Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytał Chris, mrużąc oczy.
- Całkiem możliwe. - odparłam lekko się uśmiechając. – Chociaż z drugiej strony…- zamyśliłam się na chwile. – Jak to możliwe, żebyś mnie pamiętał, skoro ty na co dzień widzisz się z dziesiątkami dziewczyn. Ba! W czasie koncertu to nawet ze setkami. A, ja jakoś wyjątkowo piękna nie jestem, żebyś o mnie pamiętał, nie robiłam niczego głupiego podczas koncertów, ani na backstage… chyba. – zaśmialiśmy się razem. – Więc chyba mnie z kimś pomyliłeś.

 Po krótkiej rozmowie z resztą chłopaków, ustawiłam się do zdjęcia z Chrisem. – Strasznie się zmieniłeś. - westchnęłam cicho.
- Tak? - zdziwił się.
- Da się zauważyć, że to wszystko nie sprawia ci to już takiej przyjemności jak wcześniej. Zmieniłeś się.– spojrzałam na jego twarz. – To nie jest ten sam Chris co na początku. Twoje oczy są smutne, podkrążone. Nie uśmiechasz się tak jak kiedyś, tak szeroko i zaraźliwie. Kiedyś jak patrzyłam się na twoje zdjęcie to sama do siebie się śmiałam. – uśmiechnęłam się, a on patrzył na mnie jak zaczarowany. - W twoich oczach nie ma tych iskierek. Iskierek radości z powodu nadchodzącego koncertu. Z powodu tego co uwielbiasz robić. Starasz się zasłonić oczy tą swoją cudną, blond grzywką, ale to nic nie daje. – powiedziałam, chcąc dotknąć jego włosów, jednak w ostatniej chwili wycofałam rękę. - Widać to z daleka, że jest coś nie tak. Oczy akurat nie kłamią. Możesz się sztucznie uśmiechać i udawać, że jest wszystko w porządku, ale jeśli ktoś spojrzy w twoje oczy to wszystko wie. O ile nie jest głupi i nie wmawia sobie, że jesteś zmęczony po koncercie. Robisz dobrą minę do złej gry. Widać, że występy nie dają ci tyle przyjemności co kiedyś. Nie rób niczego na siłę. Życie jest za krótkie. I masz je tylko jedno. Przemyśl to i wybierz to co dla ciebie jest najlepsze. Nie dla zespołu czy fanek. To jest twoje życie i ty powinieneś o nim decydować. – pocałowałam go w policzek i ciągnąc Nadię za przedramię wyszłyśmy z namiotu.

 

Berlin, 2013.

- Mamo, przyniosłaś to o co cię prosiłam? – wyszeptałam.
- Tak, oczywiście kochanie.- powiedziała, podając mi zdjęcie. – Jak się czujesz? – zapytała, poprawiając mi poduszki.
- Marnie.- mruknęłam, przymykając oczy. – Ale to normalnie jak dostaję chemię. Jutro mi przejdzie.
- Tak, tak kochanie.-powiedziała zduszonym głosem. - Jutro będzie wszystko w porządku. W pewnym momencie usłyszałam jak otwierają się drzwi od mojej sali i ktoś siada przy mnie. Nie miałam siły, aby otworzyć oczy, ale po zapachu wody kolońskiej rozpoznałam, że przyszedł mój Ojciec.
- Witaj córeczko.-powiedział, łapiąc mnie za rękę i całując w policzek. Czułam jak dziwnie trzęsą mu się ręce.
- Cześć tato. Coś się stało? Trzęsą ci się ręce. - zapytałam zaniepokojona.
- Nie, nic się nie stało Słoneczko. Mam małe problemy w firmie, ale wszystko idzie już na szczęście ku dobremu. - pocałował mnie w dłoń, a ja uśmiechnęłam się na tyle ile mogłam. Posiedzieli jeszcze u mnie kilka godzin i pod wieczór zaczęli się zbierać do wyjścia. Pielęgniarki były bardzo wyrozumiałe, ale jak to same mówiły, że co za dużo to nie zdrowo. Tak, generalnie większość czasu, kiedy byli ze mną przespałam.
- Chciałabyś coś jeszcze? Bo już idziemy i….
- Nie, dziękuje Tato. Nic mi nie jest na razie potrzebne.
- Wiesz, że dla ciebie zrobimy wszystko i dostaniesz wszystko co będziesz chciała. Pieniądze nie grają roli, bo ty jesteś dla nas najważniejsza. Twoje szczęście jest dla nas najważniejsze. - powiedziała mama, całując mnie w czoło. Sięgnęłam po zdjęcie, które leżało na szafce. Spojrzałam na nie i delikatnie uśmiechnęłam się.
- Chciałabym ich znowu zobaczyć. Wszystkich razem. To jest jedyna rzecz, którą chce. – szepnęłam.
 
----------------
Z góry przepraszamy za błędy :)